Witam 2009!
No więc najpierw chciałby napisać, jak bardzo mi wstyd, że dopiero dziś wyszedłem na rower, no ale co zrobić jak nie miałem do wczoraj w co się ubrać. Niektórzy zaczną mi tu zaraz wrzucać, że już X czasu temu miałem kupić ciepły ciuch czyli w październiku 2008. No niestety, ale nie kupiłem wtedy, bo mój umysł został opanowany przez jakieś wyimaginowane mrzonki o cholera wie czym i na jakiś czas (chyba do świąt, kiedy to wlazłem na trenażer trochę się odchamić) niestety zapomniałem o moim czerwono – srebrnym przyjacielu. Następnie styczeń w którym nie wiedziałem za bardzo jak się nazywam i czy czasami nie Oswald ten co ponoć kropnął JFK, ale to i tak nie był on, może najwyżej przyniósł broń, ale i tak dorysują przecież większą winę i całą masę dodatków no bo na kogoś trzeba nie? Jak to powiedział mój przyjaciel cytując Jerzego Wędrownego Krzaka „świat nie będzie już taki sam po 11 września”. No tak sylwester był przecież cudowny… No, ale cóż wiadomo nawet na suchym oponka na korzeniu może zakrawędziować i gleba ładna mimo, że myśleliśmy, że tak pięknie kontrolujemy sobie zjazd. Tak samo w życiu bywa no trudno, trzeba wstać i jechać dalej. No ale jak tu jechać jak sesja nadeszła i to taka jak jeszcze nigdy, okrutna i wielka. Przepełniona całą masą przedmiotów z mojej „ukochanej” dziedziny „nauki ekonomiczno-chu#$owe” bo nawet nie wiem jak mam to inaczej nazwać.
Dobra koniec gadania i głupiego tłumaczenia się. Więc wczoraj powiedziałem sobie STOP, masz jeździć i koniec, pieprzyć ostro całą resztę. No i tak się zjawiłem w Puszczykowie na ulicy Wrzosowej u producenta ciuszków kolarskich oraz dystrybutora Vezuvio firmie B.C.M. Nowatex. Tam powiedziałem Panu jasno, że ma być mi ciepło w tyłek bo moja chuda dupka ulega przemarzaniu w ekstremalnie szybkim tempie. Pan mi pokazał ciuszki do tego jeszcze kurtkę wziąłem, zapłaciłem 160zł mniej niż bym płacił normalnie (Pan mnie dobrze pamięta bo we wakacje byłem tam chyba z 5 razy :P). W ten sposób skompletowałem sobie kompletny (tak mi się zdawało, że kompletny - no bo część ciuchów miałem już wcześniej, ale o tym w dalszej części) strój na te jakże piękne zimowe dni :).
Dzisiaj 12:45
Uhahany jak nie wiem co po 118 dniach 7 godzinach i 13 minutach (mniej więcej…) stałem znów z rowerkiem przed klatką i wpiąłem prawego SPDka. Postanowiłem nie jeździć po szosach na razie z uwagi na GIGA syf na drogach. Wiem jak wygląda moje autko po przejechaniu 100km w tym syfie, to już widzę siebie i mój zacny sprzęt… God damn! Więc naginka do lasu i gdzieś tam gdzie poniesie ścieżka. Wszystko było fajnie specjalnie obniżyłem ciśnienie w oponach żeby mieć większą przyczepność na śliskim śniegu. Super ciepło i bardzo komfortowo mi się jechało, może oprócz twarzy, ale pomyślałem „jest tak dobrze, walić to!” i jechałem dalej uważając żeby nie zrobić szlifa :). Minąłem jakiegoś wielkiego Doga angielskiego, albo nie wiem co, babka prawie się wywaliła na śniego-lodzie z nim jak Dog postanowił trochę za mną pobiegać, ale na szczęście bardzo szybko bastował (zapewne zobaczył, że zbyt wiele mięsa nie będzie dobrego do tego takie żylaste). Jakiś kawałek dalej mijałem dostawczaka w środku lasu (w00t co się dostarcza dostawczakiem w zimę w środku lasu?) no i na prawym siedzeniu siedziała fajna Pani i jak mnie zobaczyła to miała banana, ja się zagapiłem i przy V maxie tego dnia 26,90 km/h zaliczyłem fajnego szlifa :) dupą po lodzie jechałem jakieś 10m :) ja w lewo, a rower w prawo. Już widzę brechty tej laski jeśli w lusterku zobaczyła mojego szlifa. No nic, wstałem otrzepałem tyłek, sprawdziłem czy nie podarłem nowych spodenek, ale wsio ok, naprawdę fajny materiał użyli do tego, polecam. Całą resztę drogi jechałem już zdecydowanie ostrożniej, bo mimo, że gleba była całkowicie bezbolesna to tak jednak słabo jeździć na tyłku, skoro wyszło się jeździć na rowerku. Tak dojechałem do połowy mojej drogi i postanowiłem, że zacznę wracać. W drodze powrotnej miałem pod wiatr, no ale co z tego skoro cały ubrany w membrany Zero Wind®, no właśnie... nie cały... rękawiczki. Letnie Shimano z długimi palcami a pod spodem polarówki, z wiatrem było w nich ok, pod wiatr miałem wrażenie, że palce zestaliły się już razem z kierownicą i generalnie mama będzie musiała piłką je odczłonkować od mojego ciała bo nie czułem już po paru km czy dotykam klamek czy nie... co za masakra, trzeba będzie zakupić rękawiczki z membranami :). Jeszcze do tego mógłbym dodać, że na twarz to chyba jakiś łój bobra będę dawał, albo innego paszteta, nie wiem. Bo trochę dawało po polikach, jak tak dalej pójdzie to po tej zimie będę miał twarz jak rasowy Sybirak. Co do całej reszty ciała to nie piszę, bo ciuchy z Puszczykowa dają radę że hej, w tyłek było mi cieplutko jak z termoforem :D.
Znowu zaskoczyły mnie fotochromatyczne okularki Shimano, myślałem, że przy zachmurzeniu nie będą działały, ale jednak sporo UV się odbijało od śniegu i miło zaciemnione były :)
To by było tyle na dziś, a jeszcze fotka:
Ps. W tym roku zamierzam trochę ożywić opisy moich rowerowych dni, jak widać powyżej ^^