Po 5 dniach życia w celibacie rowerowym, znowu mogłem pogonić maszynke, ale... zerwał się wmordewind 40 km/h :( masakra myślałem, że padne na podjazdach z takim wiatrem na twarz no i zaczęła się burza więc pogoniłem do domu.
Pierwszy dzień lata, pierwszy dzień wakacji :) pierwsza jazda z kumplem od ponad 8 miesięcy :P i dlatego taka średnia bo kumpel nie jeździ prawie wogóle, więc na początku było dość szybko, ale ostatnie 15-20km kumpel umierał skurcze co chwile i ledwo 15-16 km/h było :P. Troszkę go dziś dystansem zarżnąłem :P
staty (po 67 km wyschła mi opaska bo przez kumpla wogóle się nie pociłem :P i nie chciało mi się ślinić jej :P dlatego staty do 67 km sa)
Dzisiaj na biku śmigałem dwa razy. Miało ogólnie wyjść powyżej 100 km, ale rano padał deszcz i przed obiadem zrobiłem tylko 19,47 km :( Po południu też czasu nie za wiele bo trochę było do roboty, no i podlewanie działki, więc drugi raz polazłem dopiero o 18:00, dalej wmordewind masakrancki, no ale jakoś przez ten cały dzień nawet nie taka tragiczna średnia mi wyszła :)
pierwsza stoweczka zycia :D hehe rozdzielona na dwa etapy bo sie skonczyla woda i zarcie ;/ i kasy byl brak wiec trzeba bylo zawinac do bazy :P gdzie mama znalazla mi zajecie wiec moglem dokonczyc trip dopiero pozniej ;/