"Pierwszy Raz"

Środa, 18 lutego 2009 · Komentarze(26)
Witam 2009!

No więc najpierw chciałby napisać, jak bardzo mi wstyd, że dopiero dziś wyszedłem na rower, no ale co zrobić jak nie miałem do wczoraj w co się ubrać. Niektórzy zaczną mi tu zaraz wrzucać, że już X czasu temu miałem kupić ciepły ciuch czyli w październiku 2008. No niestety, ale nie kupiłem wtedy, bo mój umysł został opanowany przez jakieś wyimaginowane mrzonki o cholera wie czym i na jakiś czas (chyba do świąt, kiedy to wlazłem na trenażer trochę się odchamić) niestety zapomniałem o moim czerwono – srebrnym przyjacielu. Następnie styczeń w którym nie wiedziałem za bardzo jak się nazywam i czy czasami nie Oswald ten co ponoć kropnął JFK, ale to i tak nie był on, może najwyżej przyniósł broń, ale i tak dorysują przecież większą winę i całą masę dodatków no bo na kogoś trzeba nie? Jak to powiedział mój przyjaciel cytując Jerzego Wędrownego Krzaka „świat nie będzie już taki sam po 11 września”. No tak sylwester był przecież cudowny… No, ale cóż wiadomo nawet na suchym oponka na korzeniu może zakrawędziować i gleba ładna mimo, że myśleliśmy, że tak pięknie kontrolujemy sobie zjazd. Tak samo w życiu bywa no trudno, trzeba wstać i jechać dalej. No ale jak tu jechać jak sesja nadeszła i to taka jak jeszcze nigdy, okrutna i wielka. Przepełniona całą masą przedmiotów z mojej „ukochanej” dziedziny „nauki ekonomiczno-chu#$owe” bo nawet nie wiem jak mam to inaczej nazwać.

Dobra koniec gadania i głupiego tłumaczenia się. Więc wczoraj powiedziałem sobie STOP, masz jeździć i koniec, pieprzyć ostro całą resztę. No i tak się zjawiłem w Puszczykowie na ulicy Wrzosowej u producenta ciuszków kolarskich oraz dystrybutora Vezuvio firmie B.C.M. Nowatex. Tam powiedziałem Panu jasno, że ma być mi ciepło w tyłek bo moja chuda dupka ulega przemarzaniu w ekstremalnie szybkim tempie. Pan mi pokazał ciuszki do tego jeszcze kurtkę wziąłem, zapłaciłem 160zł mniej niż bym płacił normalnie (Pan mnie dobrze pamięta bo we wakacje byłem tam chyba z 5 razy :P). W ten sposób skompletowałem sobie kompletny (tak mi się zdawało, że kompletny - no bo część ciuchów miałem już wcześniej, ale o tym w dalszej części) strój na te jakże piękne zimowe dni :).

Dzisiaj 12:45

Uhahany jak nie wiem co po 118 dniach 7 godzinach i 13 minutach (mniej więcej…) stałem znów z rowerkiem przed klatką i wpiąłem prawego SPDka. Postanowiłem nie jeździć po szosach na razie z uwagi na GIGA syf na drogach. Wiem jak wygląda moje autko po przejechaniu 100km w tym syfie, to już widzę siebie i mój zacny sprzęt… God damn! Więc naginka do lasu i gdzieś tam gdzie poniesie ścieżka. Wszystko było fajnie specjalnie obniżyłem ciśnienie w oponach żeby mieć większą przyczepność na śliskim śniegu. Super ciepło i bardzo komfortowo mi się jechało, może oprócz twarzy, ale pomyślałem „jest tak dobrze, walić to!” i jechałem dalej uważając żeby nie zrobić szlifa :). Minąłem jakiegoś wielkiego Doga angielskiego, albo nie wiem co, babka prawie się wywaliła na śniego-lodzie z nim jak Dog postanowił trochę za mną pobiegać, ale na szczęście bardzo szybko bastował (zapewne zobaczył, że zbyt wiele mięsa nie będzie dobrego do tego takie żylaste). Jakiś kawałek dalej mijałem dostawczaka w środku lasu (w00t co się dostarcza dostawczakiem w zimę w środku lasu?) no i na prawym siedzeniu siedziała fajna Pani i jak mnie zobaczyła to miała banana, ja się zagapiłem i przy V maxie tego dnia 26,90 km/h zaliczyłem fajnego szlifa :) dupą po lodzie jechałem jakieś 10m :) ja w lewo, a rower w prawo. Już widzę brechty tej laski jeśli w lusterku zobaczyła mojego szlifa. No nic, wstałem otrzepałem tyłek, sprawdziłem czy nie podarłem nowych spodenek, ale wsio ok, naprawdę fajny materiał użyli do tego, polecam. Całą resztę drogi jechałem już zdecydowanie ostrożniej, bo mimo, że gleba była całkowicie bezbolesna to tak jednak słabo jeździć na tyłku, skoro wyszło się jeździć na rowerku. Tak dojechałem do połowy mojej drogi i postanowiłem, że zacznę wracać. W drodze powrotnej miałem pod wiatr, no ale co z tego skoro cały ubrany w membrany Zero Wind®, no właśnie... nie cały... rękawiczki. Letnie Shimano z długimi palcami a pod spodem polarówki, z wiatrem było w nich ok, pod wiatr miałem wrażenie, że palce zestaliły się już razem z kierownicą i generalnie mama będzie musiała piłką je odczłonkować od mojego ciała bo nie czułem już po paru km czy dotykam klamek czy nie... co za masakra, trzeba będzie zakupić rękawiczki z membranami :). Jeszcze do tego mógłbym dodać, że na twarz to chyba jakiś łój bobra będę dawał, albo innego paszteta, nie wiem. Bo trochę dawało po polikach, jak tak dalej pójdzie to po tej zimie będę miał twarz jak rasowy Sybirak. Co do całej reszty ciała to nie piszę, bo ciuchy z Puszczykowa dają radę że hej, w tyłek było mi cieplutko jak z termoforem :D.

Znowu zaskoczyły mnie fotochromatyczne okularki Shimano, myślałem, że przy zachmurzeniu nie będą działały, ale jednak sporo UV się odbijało od śniegu i miło zaciemnione były :)

To by było tyle na dziś, a jeszcze fotka:



Ps. W tym roku zamierzam trochę ożywić opisy moich rowerowych dni, jak widać powyżej ^^

Komentarze (26)

No to żem nareszcie był i nareszcie przeczytał ;-p
Skoro laseczka taka fajna to trzeba było zagaić co tak do lasu dostarcza ;) Byś się napatrzył wtedy i już nie szorował zadkiem po bieli ;-p

Anonimowy Winq 01:54 niedziela, 22 lutego 2009

hahaha, Andrew wylazł na rower :D

Pozdro miszczu, dzięki za wieczorne rozbawienie :D

Rudd 01:31 czwartek, 19 lutego 2009

Ziobro nie dochodzi:P nie wygląda na takiego co by doszedł kiedykolwiek

rumun 23:35 środa, 18 lutego 2009

Hahahaha kulam po podłodze się jak czytam te komentarze :) Co do tego, że znam prędkość "przyziemienia" to sprawa jest bardzo prosta, licznik zapisuje prędkość maksymalną, a jak zobacyzłem Panią to postanowiłem ostro przykręcić :D

Andrew18 23:34 środa, 18 lutego 2009

tak, tak chciałeś zdążyć przed zmrokiem z Leszna:P

rumun 23:32 środa, 18 lutego 2009

ale skąd wiesz że akurat wtedy miałeś prędkość maksymalna, do tego nawet Ziobro by nie doszedł

wąski 23:32 środa, 18 lutego 2009

no własnie po przy predkości worpowej <kto ogladał Star Trek to wie że nie przelewki> rzedu 26km/dobę można bylo pomylić płeć. A wtedy nasz Dzielny Cyklista popelnił homoyetizm

wąski 23:28 środa, 18 lutego 2009

a jeśli Yeti to był on ???? :D

rumun 23:23 środa, 18 lutego 2009

i wszystko jasne dlaczego dupa mu nie zmarzła:D

rumun 23:22 środa, 18 lutego 2009

Rumun ale Endriu zadbał o antykoncepcje, troche domowymi metodami ale zawsze. Wzią termofor, mów ugotuje plemniki i <bandyci> nie popłyną i nie bedzie Yeti'ątek

wąski 23:21 środa, 18 lutego 2009

nie wydaje mi się, że to nie ma zaczenia bo Yeti'a w rui pewnie jest bo zima a tacy cykliści nie trafiają się przecież codziennie zwłaszcza na KTM'ach i gaciach z Puszczykowa

wąski 23:18 środa, 18 lutego 2009

ktoś mnie wołał??

kebab 23:15 środa, 18 lutego 2009

up up up

Anonimowy tchórz 23:14 środa, 18 lutego 2009

to zależy czy Yeti'a jest była/jest po ślubie:D

rumun 23:13 środa, 18 lutego 2009

ale Endriu czy Yetii??

wąski 23:11 środa, 18 lutego 2009

to już po dzisiejszym dniu na pewno dziewicą nie jest:D

rumun 23:07 środa, 18 lutego 2009

ja bym mu uwierzył bo ostanio czytałem na portalu internetowym o zasięgu krajowym że znaleziono odciski wielkiej stopy, więc może taka też grasuje w okolicach Poznania

wąski 23:02 środa, 18 lutego 2009

myślę, że zacna blond to było yeti i dlatego fiknął a teraz nie chce powiedzieć bo myśli, że my jesteśmy w stanie pomyśleć że zgupł i widzi czego nie ma :D

rumun 22:56 środa, 18 lutego 2009

rumun to jest poważny blog Endria i jak chcesz komentować to się przykładaj do tego a nie zaśmiecasz komentarze dwa razy tą samą uwagą, ok??

wąski 22:55 środa, 18 lutego 2009

oj tak, może. Pewnie jakby upadł to udzieliłaby Endriemu pierwszej pomocy a wtedy notkę można by czytać dopiero po 23 lub po potwierdzeniu pełnoletniości

wąski 22:51 środa, 18 lutego 2009

a może licznik odbijał się w jej oczach... :D

rumun 22:47 środa, 18 lutego 2009

Widzę małą niezgodność w opisie spotkania białego furgonu, nie można spogladać jednocześnie blondynce w oczy i na licznik, chyba że się ma zeza:P

wąski 22:37 środa, 18 lutego 2009

Fajny opis - gdzie można się nauczyć takoż podobnie opisywać ? - mi ciężko idzie, czasami pomaga wypicie browka :D
P.S. Masz rację co do ciuchów z Puszczykowa :)

JPbike 21:16 środa, 18 lutego 2009

Endriu rasowa to może byc dżdżownica, a Ty co najwyżej możesz wygladać jak stary Czukcza. Opowiadanie całkiem ładne wartka akcja,bohaterowie drugoplanowi też są, byle tak dalej.

wąski 20:54 środa, 18 lutego 2009

ten komentarz wyzej jest moj...zeby nie bylo

M.Pasiu 20:33 środa, 18 lutego 2009

Endriu rozbawiles mnie! W taki ciekawy sposob opowiadasz o swoch perypetiach rowerowych ze jesli nie nakreca filmu na podstawie bloga, albo nie wydasz ksiazki,albo nie dostaniesz Pulizera ........to sie k #@#@ wa mocno zdziwie..

Anonimowy tchórz 20:32 środa, 18 lutego 2009
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa byloi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]